środa, 1 stycznia 2014

Raggedy Man, Goodnight.

Ile czasu nic nie napisałem!
Sorry, ale święta i takie sprawy przybrały nieco inny bieg niż początkowo zakładałem. Po pierwsze, prezenty. Otrzymałem mały gadżecik elektroniczny, który na razie pozostanie dla Was niewiadomą, a muszę powiedzieć, że to strasznie świetny zjadacz czasu. A po drugie, to pomimo braku śniegu i innych atmosferycznych przejawów świąt złapała mnie świąteczna atmosfera, która wybiła mnie z toku moich nieskładnych internetowych wypowiedzi.
Jest jeszcze trzecia rzecz, ale o niej będzie ten wpis.
I to wpis pełen SPOILERÓW.

Doctor Who.
The Time of the Doctor.
(Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że Moffat ma jakiś kompleks jeśli chodzi o końcówkę "of the Doctor"?)


O tym odcinku nie da się mówić inaczej jak o odcinku nastawionym prawie wyłącznie na regenerację Jedenstego Doktora. I przy okazji, jak ja się cieszę, że ta numeracja została zmieniona. Tylko szkoda, że wcześniej zostało to już ujawnione... podobnie jak kilka innych szczegółów.

Zacznijmy od tego, że emocje były u mnie o tyle większe, bo Jedensty to mój pierwszy Doktor, a to była moja pierwsza widziana na żywo regeneracja. Zrobiona przy tym tak idealnie, że nie jestem wciąż w stanie o tym myśleć spokojnie. Dziwne, że wciąż tak reaguję, bo minęło już kilka dni. I w tym przeglądzie nie liczcie na chronologię, jako Whovian jestem od niej odzwyczajony :)


1. Raggedy Man, Goodnight.
Moim zdaniem, najbardziej szokująca scena odcinka. "Pierwsza twarz jaką ta twarz zobaczyła". Gdyby tak się zastanowić to Amy musiała się pojawić, ale kto na to wpadł? Na pewno nie ja. I dziękuję wszystkim którzy wiedzieli o tym (mam na myśli Moffa, Karen i osoby kręcącej scenę).
Warto też dodać, że ta scena była absolutnie piękna wizualnie. Dużo w niej melancholii i sądzę, że to idealne ukoronowanie ery Pondów. W końcu dziewczynka, która czekała też była pięknym pomysłem. Przy tym cieszę się, że Amy została pokazana też jako dorosła osoba. Byłem pewny, że pojawi się kwestia "Raggedy Man", ale ta przerwa i ładunek emocjonalny przed "Goodnight" zrobiły swoje i pomnożyły się tylko przy ostatnich słowach Jedenastego. Muszę przyznać, "I don't want to go" było dobre i mnie poruszyło, ale tutaj dostajemy zoupełnie inne podejście, bo to wcielenie Doktora, w końcu, też było inne.

2. Twelve regenerations.
Cieszę się, że Matt był Trzynastym. Cała akcja związana z Pięćdziesięcioleciem sprowadzałą się do rozpoczęcia nowej misji i, równocześnie, zamknięciu poprzedniego rozdziału z życia Doktora. To, w takim razie, czemu by nie zacząć od nowego, pełnego zestawu regeneracji?


3. Crack in the wall.
Ten akapit będzie o Clarze. powiem, że w trakcie odcinka bardzo mnie bawiła, ale nie z powodu swojego braku osobowości.
(Może Moff będzie miły i da jej choć trochę realizmu w zbliżającym się sezonie.)
Wracając, nasza niemożliwa dziewczyna została wrzucona w sam środek fabuły rozplanowanej na Pondów. Aż się uśmiechnąłem kiedy stwierdziła, że ręka wystająca ze śniegu to "tylko" kamienny posąg. Albo, że szczelina w ścianie to "tylko" szczelina w ścianie. Jej spotkanie z Ciszą niezbyt mnie przekonało. Zostało napisane trochę tak jakby chcieli wyjaśnić jak działają "I saw you and then I forgot you. How does that work?". Wcześniej potrzebne na to były dwa odcinki (bardzo dobre, zresztą).

4. Silence will fall.
Kolejna bardzo fajna sprawa.
Moffat w końcu wyjaśnił wątek naszych kochanych ciszów i to całkiem składnie. To idealni spowiednicy, bądźmy szczerzy. Mogą wyciągnąć z nieszczęśnika prawdę, a on nawet nie będzie tego pamiętał. I strasznie podobała mi się scena, gdy Doktor i Cisza razem walczyli z Dalekami itd.
Tylko szkoda, że nie pokazali dokładniej tego jak działał ten kościół i jak wygląda taka spowiedź.
Postać Tashy Lem też była interesująca. Wyjątkowo podobało mi się w nie, że była silna. Po Asylum of the Daleks widać było, że oparcie się Dalekom było niezwykle trudne. A ją wystarczyło tylko zdenerwować i już wiedziała co ma robić. I jeszcze jeden drobiazg - coś bardzo flirtowała jak na zakonnicę. Ponadto ma bardzo fajny wygląd, może nie jakiś odkrywczy, ale przyciągjący oko.



5. A lata mijają.
Miasteczko Boże Narodzenie, w którym nie można kłamać. Trwa w nim wiecznie Boże Narodzenie (o ironio) i miła atmosfera. Aha, no i Boże Narodzenie ma nowego szeryfa. Zdecydowanie spodobał mi się ten świąteczny akcent, bo mimo wszystko więcej w tym odcinku traumy po Jedenastym niż świąt.
Doktor jako obrońca i wieczny kłamca. Dwa razy odesłał Clarę, a ta dwa razy wróciła. Przepraszam fanów tego motywu, ale takie poświęcenie bardzie pasowałoby mi do Rose niż do niemożliwej dziewczyny. (Dlaczego nazywa ją dalej niemożliwą dziewczyną, skoro jej tajemnica została rozwiązana?) Pokazanie w tym odcinku starego Doktora, który przeżył już bardzo wiele i jest gotowy na śmierć jest dobry i jakby usprawiedliwia jego regenerację.

6. Ach, ta regeneracja.
Czy tylko mi się wydaje, że Czternasty (lubię tę numerację) ma prawie taki sam wstęp jak Doktor Matta? To znaczy, z tym rozbijaniem się, bo dalsza część jest jakby troszeczkę inna. Nerki. Czyli mamy teraz chyba ciąg regeneracji, które wzracają za dużą uwagę na wygląd. Ten z odstającymi uszami, rudzielec, ten co wciąż ma nogi i ten o dziwnym kolorze nerek. No i wreszcie okazało się, że brak umiejętności latania TARDIS może sprawiać problemu jakiejś regeneracji. Spotkałem się z opinią, że to amnezja, ale sądzę, że to po prostu będzie mniej spontaniczne wcielenie.


7. Najstarsze pytanie.
I wszystko jasne. Czy Władcy Czasu, pomimo ich braku w naszym wymiarze, wciąż starają się namieszać. W zasadzie, ta szczelina zawsze kojarzyła mi się z układem kół pisma mieszkańców Gallifrey. (Nawet kiedyś uczyłem się Circular Gallifreyan.) Zabawne jak człowiek, którego posądza się o nieumiejętność prowadzenia wątków do końca, kończy wszystkie i to w całkiem sensowny sposób. 
Brawo, Moffat. 
Teraz tylko napisz lepiej Clarę.

8. Drobiazgi i inne małe rzeczy.
Motyw nagości. Jedno pytanie, po co? Szczególnie, że jako zabezpieczenie przez przemycaniem technologii raczej się nie sprawdził. Czy może to było wykorzystane tylko po to, żeby Matt mógł się pochwalić brakiem włosów, a kilka scen później peruką? Cóż, nie wyszło to zbyt składnie.
Za to ładnie wyszła rodzina Clary. Ojciec, babcia i prawdopodobnie macocha. Świetnie pokazane relacje i nie mam się do czego przyczepić. Tylko szkoda, że jest ich było tak mało. Ciekawa była też wypowiedź babci Clary, to co powiedziała idealnie pasowało i było wręcz poetyckie. Spotkałem się z teorią, że babcia to naprawdę Amelia Williams, ale nie zgadzam się. Wystarcza mi tylko książka napisana przez tą autorkę.

Okej, czyli recenzja najbardziej emocjonalnego odcinka zaliczona. Trochę nad nią myślałem i dalej mam wrażenie, że można by jeszcze pisać i pisać, ale co za dużo to niezdrowo.


PS./ W najbliższym czasie blog zmieni oprawę graficzną :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...