piątek, 17 stycznia 2014

Bo wszyscy lubią wesela z wątkiem kryminalnym.

Czas na kolejną notkę, której głównym bohaterem będzie nasz ulubiony detektyw w nowoczesnym Londynie. Sherlock Holmes popełniony przez Marka Gatissa i Stevena Moffata tym razem przybywa ma dość istotne wesele, i to nie tylko dlatego, że to ślub Johna Watsona.
Dzisiejszy wpis znowu bezskładny i spoilerowy, ale takie chyba są najlepsze...
[W tekście nie ma ostrzeżeń o spoilerach, więc jeśli nie widziałeś/aś to proszę najpierw obejrzeć.]

Sherlock BBC.
The Sign of Three.

Chyba każdy by się zdenerwował, gdyby gang za każdym razem się mu wymykał, a kiedy już prawie go złapał zadzwonił telefon w bardzo ważnej sprawie...
Rozmowa internetowa z dziewczynami człowieka ducha była genialna. "Są sekret, o których lepiej nie mówić". Siła osobowości Sherlocka działa tylko w zestawieniu z realną osobą. Tutaj pokazana jest słabość konwersacji internetowych jako metody rozwiązywania zagadek kryminalnych, bo osoba przesłuchiwana zawsze może się rozłączyć.
Irene Adler! Czyli ona dalej siedzi w głowie pana Holmesa i nie chce wyjść. Mam osobistą teorię, że jeszcze żyje i wróci wraz z uwodzicielskim sygnałem SMS'a.

Nowe trio. (Kolejna analogia z Doctorem.) Czyli widzę, że jest duża szansa, że będziemy mieli już nie Sherlocka i Watsona tylko Sherlocka, Watsona i panią Watson. Miło, bo to bardzo wesoła postać, taka żywa i prawdziwa. Lubię ją. Chyba ostatnio też o tym wspominałem.


Nie zaprzątamy sobie już głowy "śmiercią" Sherlocka. Dobrze, świetnie, fantastycznie. Ten wątek powinien zostać otwartym po wsze czasy. Chociaż trzeba pochwalić tutaj pewną osobę za wizję ze skokiem na bungee i Derrenem Brownem. Brawa za kreatywność.

Zagadka nie musi być skomplikowana i tu ładnie to widać. Morderca jest na widoku. Czyha na ofiarę, odludka, którego obwinia za śmierć brata (chyba brata), może słusznie, może nie. Sama ofiara, jakby, też ma z tego powodu spore poczucie winy. Poza tym, wiemy tylko tyle, że sposób zabójstwa jest raczej nietypowy. Nie ma zabójcy, a jest rana. I zgon. Co prawda, pokazany jest tylko efekt próby, takiego sprawdzenia swoich umiejętności, ale pozornie niepowiązane sprawy lubią być powiązane. Tutaj pokazali to ładnie, w formie retrospekcji. Denerwuje mnie kiedy w serialach kryminalnych dają odcinek zakończony brakiem rozwiązania, a to pojawia się dopiero na koniec sezonu, albo nie wyjaśniają.

Szalona imprezka! Alkohol, bójki, jeszcze więcej alkoholu! Cały wieczór pełen wrażań! Oto jak nasi bohaterowie spędzili w klubie dwie godziny zanim nie zgarnął ich poczciwy Lestrade. Biedny Lestrade, powinienem wspomnieć. Jego chyba było mi najbardziej żal w tym odcinku chociaż ten fragment był raczej komediowy.

Sherlock w sytuacji wymagającej zdolności bycia poradnym w towarzystwie.
Jak wzruszyć wszystkich gości weselnych jedną przemową będąc absolutnie nieporadnym społecznie? Wystarczy być Sherlockiem. Jego mowa była dobra, a nawet bardzo, zastanawiam się tylko na ile to było szczere, a na ile grane. Z ostatniego odcinka wiemy, że Sherlock nie ma jakiejś specjalnej litości (akcja w nabombowanym wagoniku). Tutaj brzmi nieporadnie, ale z czasem przemowa nabiera sensu, spójności i pozwala uratować człowiekowi życie. Tylko pstrykający aparat był na tyle rzucający się w oczy, że od razu pomyślałem o panu go dzierżącym. Takie oczywiste, takie proste. Ale równocześnie nieoczywiste, bo w tych czasach od kryminałów wymaga się poplątania i strasznych intryg, a nie prostych rozwiązań. Choć morderczy pas trudno nazwać prostym rozwiązaniem.

Podobała mi się akcja z gwardzistą królewskim (chyba tak się nazywają). Dobrze napisany i w sam raz,żeby było człowiekowi przykro po jego śmierci. Tylko szkoda, że po drodze na drugi świat musiał jeszcze pocierpieć. Spodobał mi się fakt, że ta sprawa była sprawą wybraną spontanicznie - choć nie wierzę, że Sherlock jest spontaniczny - a alternatywą był słoń w pokoju. Czemu nie?


Nie ogarnąłem motywu pasa, noża czy innego szpikulca. Nie zrozumiałem wyjaśnienia albo dali je za szybko, żebym się połapał. Wiem, że było coś ostrego, pas i ofiary nie czuły ciosu. Nóż tamował krwotok, a po zdjęciu pasa... cóż. Ale jakim cudem tego nie czuli?

Jak ja kocham to co Mark Gatiss i Steven Moffat zrobili ze współczesną wersją Sherlocka. Nie wiem co innego powiedzieć. Wizualnie nie mam nic do zarzucenia, nawet sporo scen zalicza się po tym względem do kategorii "genialne". Muzycznie uwielbiam główny motyw muzyczny (nie wiem czy to nazywa się po prostu Sherlock Theme), a aktorsko też niczego sobie. Benedict i Martin radzą sobie jak zwykle, czyli świetnie, a Amanda Abbington jako Mary nie zawodzi. (Wspominałem, że Amanda to druga połówka Martina?)

Kończąc.
Świetny odcinek, brawo. Już tylko His Last Vow i będę mógł spać spokojnie... Wcale nie. Gatiss i Moff postarają się, żeby tak nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...