czwartek, 6 lutego 2014

Dlaczego na to idziesz? Bo Jennifer Lawrence.

Cóż, trudno się z tym nie zgodzić.
Chociaż w moim przypadku odpowiedź byłaby inna. Brzmiałaby "bo Jennifer Lawrence, Christian Bale i Amy Adams". (Chociaż też nie do końca, ale o tym później.) Występ Bradley'a Coopera nie był dla mnie ani zachętą, ani wadą. Nie znam kolegi. Ale czy wyszła mu jego rola? Czy naprawdę zachęcająca obsada była tylko wabikiem na biednych podatników?


American Hustle.


Wiem, że to nowy film i odpuszczę sobie spoilery fabuły. Nie mam zamiaru niszczyć nikomu zabawy z seansu, szczególnie że trochę jej tam się znajdzie.
Na wstępie powiem, że ten film do dla mnie bardzo miłe zaskoczenie. Zaskoczenie, ponieważ przed obejrzeniem nie wiedziałem o nim nic. Tylko obsadę i gatunek na stronie Multikina brzmiący groźnie... "Kryminał". Ale to nieprawda. W gruncie rzeczy, otrzymujemy tu kilka gatunków, które ładnie ze sobą współgrają i nie dają nam się nudzić. Przy tym nie twierdzę, że to film szybki od początku do końca, ale raczej dobrze dozuje prędkość.


Fabuła składa się z pięciu części.
Konkretnie, z obsady. Każda z postaci ma swoje motywy, sposoby i osobowość. Żadna z ról zaprezentowanych nam nie jest płytka, ale, jak już, to raczej przerysowana.

#1. Jennifer Lawrence.
To przykład roli przerysowanej. Dobrze zagranej i dobrze napisanej. Bohaterka jest po prostu przykładem kilku cech, które budują jej osobowość, ale nie ogranicza jej to w byciu postacią interesującą. Dla mnie ważną cechą była też jej logiczność. Każda z podejmowanych przez nią decyzji jest prawdopodobna pod kątem jej charakteru.
Dodam też, że ma tu charakter dość interesujący.

#2. Jeremy Renner.
Aktor znany chyba najbardziej z Avengersów otrzymał może jeszcze bardziej przerysowaną rolę niż Lawrence, ale choć radzi sobie z nią trochę gorzej, to wciąż sobie z nią radzi. Jestem na tak.
Nie wiem co napisać więcej, bo jego rola jest bezpośrednio związana z fabuła, której obiecałem nie zdradzać.

#3. Bradley Cooper.
Moim zdaniem, najsłabsze ogniwo pierwszej linii. Aktorsko jest dobrze, jak wspomniałem wcześniej, to aktor raczej mi obojętny. Problem pojawia się przy tym jak został napisany. Mi rzucił się w oczy jako ta najmniej logiczna postać, ale właśnie pod kontem scenariusza. Czasami jego kwestie wyglądają tak jakby czasem mówił coś zgodnie z sobą, a czasem mówił to co powinna powiedzieć jakaś osoba obok, ale obok nikogo nie ma. Przynajmniej moim zdaniem.
Nie znaczy to, że jestem całkowicie negatywnie nastawiony do tej postaci. W chwilach swojej logiki był całkiem zaskakujący i


#4. Christian Bale.
O zdolnościach aktorskich tego pana trochę wiem, ale tutaj prezentuje postać zupełnie różną od nolanowskiego Batmana. I powiem też, że radzi sobie.
Irving w jego wykonaniu jest świetny. Widz, a przynajmniej ja, zaczyna go lubić od pierwszych chwil, a na końcu wciąż pozostaje bohaterem, któremu kibicuje. Choć ma kilka wad, to trudno je nazwać słabościami scenariusza, bo każdy człowiek ma wady. I to właśnie tutaj wyszło dobrze.

#5. Amy Adams.
Tą panią znam, ale tylko z disney'owskiego filmu Zaczarowana, który jakoś mnie niespecjalnie zachwycił.
Potem spotkałem się z tą panią na blogu Zwierza, który napisał o niej kilka miłych rzeczy, ale dopiero teraz zobaczyłem ją w pełnej roli filmowej.
Jestem na tak. Psychologia i ogólnie wszystko jest logiczne. A faktu, że jest dobrą aktorką nie ma sensu rozwijać, bo wiadomo, że jest. W sumie, głównie ze względu na nią czułem wewnętrzną potrzebę pójścia na ten film. I było warto.

Finału nie omówię.
Wspomnę tylko, że bardzo spodobał mi się w nim jeden element, Jedno zdanie, pełne goryczy i wyrzutów sumienia, które mnie nawet bardziej ucieszyło niż zaskoczyło.


Teraz pora nie jedną techniczną sprawę czyli element, od którego zależy czy dany film zrobił na mnie wrażenie dobre lub bardzo dobre. Chodzi o muzykę.
I powiem, że ten film zrobił na mnie wrażenie bardzo dobre.
Sporo scen, których bez muzyki bym sobie nie wyobrażał zostało wykonanych z tak świetną muzyką, że mi pozostaje tylko pogratulować twórcom wyboru utworów i odsłuchać je jeszcze naprawdę wiele razy.

Na sam koniec jeszcze pozwolę sobie się trochę podenerwować.
Konkretnie, na plakat.
Podziwiam to jak plakaty dobrych filmów potrafią być piątką wklejonych z "fotoszopa" aktorów.
Narzekam i może nawet kiedyś zrobię o tym wpis.

Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...