Arrow.
Starling City is protected.
Kilka opinii o pierwszym sezonie Arrow.
Nie wiem jak napisać to bez spoilerów skoro to bardzo zaskakujący serial. Bardzo. Więc nie będę ich pomijał, tylko użyję bardzo ładnej opcji "Wstaw zwijanie tekstu", żeby osoby nie chcące nadmiaru informacji mogły uciec w porę. Nie chcę psuć zabawy spoilerami, bo sam zaczynałem ten serial nie wiedząc o nim absolutnie nic. Tak jest najlepiej.
Jeśli Ty, Czytelniku, jesteś zainteresowany tą produkcją, powiem tylko, że naprawdę warto. Fabuła jest ciekawa, zaskakująca (jak wcześniej wspomniałem) i, przede wszystkim, wciągająca.
#1. Obsada.
Lubię obsadę Arrow. Moim osobistym odczuciem jest fakt, że główni bohaterowie (Oliver, Laurel, Tommy) nie są wybitni, ale w tle mamy mnóstwo świetnych aktorów, którzy bardzo dobrze robią. Co prawda, większość kojarzę tylko z twarzy, kilku grało w Continuum (serialu, o którym napiszę kiedy indziej), a jeszcze kilku kojarzę z Doctora Who (Alex Kingston, John Barrowman czy Colin Salmon). Tak. Jest na co patrzeć.
Wyżej napisałem, że aktorzy nie są wybitni. Sądzę jednak, że Stephen Amell (Oliver) pasuje do grania człowieka po pięciu latach w samotności i od cywilizacji, i od zdrowia psychicznego. Colin Dennel (Tommy) na początku jest tylko po to, żeby być sympatycznym, a aktorsko pazur pokazuje dopiero w ostatnich odcinkach. Szkoda, że nie miał więcej takich okazji. Z głównego tria najlepiej radzi sobie Katie Cassidy (Laurel), ale gra postać dokonującą wielu trudnych wyborów i często nie wychodzącą na tym najlepiej.
#2. Postacie.
Nie będę rozpisywał się nad nimi z osobna, bo łączy je wiele cech. Po pierwsze, są dobrze napisane. W tym serialu strasznie podobają mi się relacje rodzinne, przyznawanie się (lub nie) do błędów i ogólnie, aspekty życia. Fajnie to pokazali. Do tego każda z postaci jest indywidualnością, nikt nie ma niedopracowanego "profilu psychologicznego". Wszyscy mają swoje dwa oblicza.
Bohaterowie są wielkim plusem tej produkcji.
#3. Muzyka.
To kolejna część, która jest dla mnie kluczowa jeśli chodzi o lubienie serialu lub filmu. Nie ma bowiem obrazu bez muzyki. (No chyba, że mamy na myśli kino ambitne, konceptualne czy inne, ale niekoniecznie dobre.) Intro jest chwytliwe i ładnie komponuje się z sekwencją tytułowego napisu Arrow. Ogólnie, muzyka jest w dobrych momentach i cieszy ucho.
Jedyne co mi nie pasuje to wrzucanie do scen popowych hitów. O ile kiedy akcja dzieje się w klubie, to pasuje, ale w innych scenach niestety nie.
#4. Zdjęcia.
Mroczne ulice, ciepłe wnętrza (oprócz kwatery Arrowa) i nocne widoki na miasto. Starling City ma swój klimat, który został przedstawiony w przystępny sposób. Nie rozpisuję się jednak za bardzo, bo większość kadrów po prostu przedstawia to co mamy widzieć, a nie bawi się w szczególnie wygórowane walory wizualne. I dobrze, bo to nie serial pięknie wyglądający, ale serial akcji.
Niestety nie jestem specjalistą od fotografii, więc ten akapit nie jest zbyt długi. Szkoda, ale nie mam ani wystarczających kompetencji, ani znajomości tematu, żeby się rozpisywać. Choć mam nadzieję się podszkolić jak tylko będę miał trochę czasu...
#5. Łucznictwo for life.
Lubię też łuczników. Green Arrow był zawsze lubianym przeze mnie bohaterem DC. Lubię jego nowy, zakapturzony design (stara czapeczka a la Robin Hood szczerze mnie irytowała) pokazany też w animowanej serii Young Justice.
Wracając do tematu podpunktu. Łucznictwo zawsze mnie ciekawiło jako metoda walki. Ciężko tym walczyć tak, żeby kogoś nie zabić. Jak trafisz, to będzie to jakaś część ciało i jeśli nie chciałeś zabić, a miałeś pecha to ofiara się wykrwawi. Smutne. Dlatego łucznicy muszą mieć stalowe nerwy i wiedzieć jaki efekt chcą osiągnąć. Zawsze uważałem ich za tych najbardziej niebezpiecznych, bo ich specjalność to likwidacja określonego celu.
[Przykładem postaci, którą lubię wyłącznie dlatego, że ma łuczek to Merida (niekoniecznie) Waleczna. Naprawdę mnie denerwowała. Ale miała łuczek, a ja na łuczek denerwować się nie potrafię, więc po problemie.]
Mam nadzieję, że spodobał się wam mój mały przegląd Arrowa. Niedługo będę brał się za sezon drugi, który ma już kilka nowych odcinków i jest bardzo zachęcający ze względu na biorących w nim udział (spoilery! imiona postaci ukryłem na czarnym tle) Black Canary i Flasha.
PS./ Mam koniec semestru i bardzo dużo pracy, więc jutro nie będzie dłuższego wpisu. "Dłuższego" :) Ale może coś krótszego...
Starling City is protected.
Wykonane przez Psychotic Mayhem z serwisu deviantArt. |
Nie wiem jak napisać to bez spoilerów skoro to bardzo zaskakujący serial. Bardzo. Więc nie będę ich pomijał, tylko użyję bardzo ładnej opcji "Wstaw zwijanie tekstu", żeby osoby nie chcące nadmiaru informacji mogły uciec w porę. Nie chcę psuć zabawy spoilerami, bo sam zaczynałem ten serial nie wiedząc o nim absolutnie nic. Tak jest najlepiej.
Jeśli Ty, Czytelniku, jesteś zainteresowany tą produkcją, powiem tylko, że naprawdę warto. Fabuła jest ciekawa, zaskakująca (jak wcześniej wspomniałem) i, przede wszystkim, wciągająca.
#1. Obsada.
Lubię obsadę Arrow. Moim osobistym odczuciem jest fakt, że główni bohaterowie (Oliver, Laurel, Tommy) nie są wybitni, ale w tle mamy mnóstwo świetnych aktorów, którzy bardzo dobrze robią. Co prawda, większość kojarzę tylko z twarzy, kilku grało w Continuum (serialu, o którym napiszę kiedy indziej), a jeszcze kilku kojarzę z Doctora Who (Alex Kingston, John Barrowman czy Colin Salmon). Tak. Jest na co patrzeć.
Wyżej napisałem, że aktorzy nie są wybitni. Sądzę jednak, że Stephen Amell (Oliver) pasuje do grania człowieka po pięciu latach w samotności i od cywilizacji, i od zdrowia psychicznego. Colin Dennel (Tommy) na początku jest tylko po to, żeby być sympatycznym, a aktorsko pazur pokazuje dopiero w ostatnich odcinkach. Szkoda, że nie miał więcej takich okazji. Z głównego tria najlepiej radzi sobie Katie Cassidy (Laurel), ale gra postać dokonującą wielu trudnych wyborów i często nie wychodzącą na tym najlepiej.
#2. Postacie.
Nie będę rozpisywał się nad nimi z osobna, bo łączy je wiele cech. Po pierwsze, są dobrze napisane. W tym serialu strasznie podobają mi się relacje rodzinne, przyznawanie się (lub nie) do błędów i ogólnie, aspekty życia. Fajnie to pokazali. Do tego każda z postaci jest indywidualnością, nikt nie ma niedopracowanego "profilu psychologicznego". Wszyscy mają swoje dwa oblicza.
Bohaterowie są wielkim plusem tej produkcji.
#3. Muzyka.
To kolejna część, która jest dla mnie kluczowa jeśli chodzi o lubienie serialu lub filmu. Nie ma bowiem obrazu bez muzyki. (No chyba, że mamy na myśli kino ambitne, konceptualne czy inne, ale niekoniecznie dobre.) Intro jest chwytliwe i ładnie komponuje się z sekwencją tytułowego napisu Arrow. Ogólnie, muzyka jest w dobrych momentach i cieszy ucho.
Jedyne co mi nie pasuje to wrzucanie do scen popowych hitów. O ile kiedy akcja dzieje się w klubie, to pasuje, ale w innych scenach niestety nie.
#4. Zdjęcia.
Mroczne ulice, ciepłe wnętrza (oprócz kwatery Arrowa) i nocne widoki na miasto. Starling City ma swój klimat, który został przedstawiony w przystępny sposób. Nie rozpisuję się jednak za bardzo, bo większość kadrów po prostu przedstawia to co mamy widzieć, a nie bawi się w szczególnie wygórowane walory wizualne. I dobrze, bo to nie serial pięknie wyglądający, ale serial akcji.
Niestety nie jestem specjalistą od fotografii, więc ten akapit nie jest zbyt długi. Szkoda, ale nie mam ani wystarczających kompetencji, ani znajomości tematu, żeby się rozpisywać. Choć mam nadzieję się podszkolić jak tylko będę miał trochę czasu...
#5. Łucznictwo for life.
Lubię też łuczników. Green Arrow był zawsze lubianym przeze mnie bohaterem DC. Lubię jego nowy, zakapturzony design (stara czapeczka a la Robin Hood szczerze mnie irytowała) pokazany też w animowanej serii Young Justice.
Wracając do tematu podpunktu. Łucznictwo zawsze mnie ciekawiło jako metoda walki. Ciężko tym walczyć tak, żeby kogoś nie zabić. Jak trafisz, to będzie to jakaś część ciało i jeśli nie chciałeś zabić, a miałeś pecha to ofiara się wykrwawi. Smutne. Dlatego łucznicy muszą mieć stalowe nerwy i wiedzieć jaki efekt chcą osiągnąć. Zawsze uważałem ich za tych najbardziej niebezpiecznych, bo ich specjalność to likwidacja określonego celu.
[Przykładem postaci, którą lubię wyłącznie dlatego, że ma łuczek to Merida (niekoniecznie) Waleczna. Naprawdę mnie denerwowała. Ale miała łuczek, a ja na łuczek denerwować się nie potrafię, więc po problemie.]
Znalazłem fajny obrazek do tego punktu, ale nie znam numerów dwa i pięć, ktoś mnie oświeci? :) |
PS./ Mam koniec semestru i bardzo dużo pracy, więc jutro nie będzie dłuższego wpisu. "Dłuższego" :) Ale może coś krótszego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz